Dni w Monte Cristi płynęły sobie leniwie. 1 lipca zameldowuję się w moim ulubionym hotelu w Santiago (czytaj dalej jaki to hotel). Pokój nr 37 i darmowe wifi, działające co prawdą bardzo kapryśnie. To dobry hotel aby skorzystać z dobrodziejstw luksusów, czyli wifi w pokoju, ciepłej wody, elektryczności 24 h na dobę i generalnego komfortu i czystości w przyjemnym hotelu. Wifi, ciepła woda i prąd 24 h są standardem w „normalnych” krajach, na Dominikanie to luksus. Cóż, płacę za niego dobre pieniaądze – jedyne 10 usd na dobę....
Robię sobie dzisiaj wycieczkę do pobliskich miejscowości – Sabana Iglesia i Janico. W tej pierwszej miejscowości chcę zobaczyć jeziorko – Presa de Bao.
Droga z Santiago do Sabana Iglesia jest wyboista i z setkami dziur różnej wielkości...ale przejezdzna. Nie można tylko po niej gnać bez opamiętania. Sabana Iglesia to dla mnie zaskoczenie na miejscu. Spodziewam się jakiejś małej miejscowości tzw. pipidówki, zastaję małą miejscowość – ale rozwiniętą. Widać, że ludzie mają tutaj pieniądze i że lokalny samorząd też te pieniądze miewa. Oczywiście nie brakuje tutaj elementów typowych dla tzw. krajów 3ciego świata i chyba ich symbolu w postaci obdartego bezpańskiego psa, ale cała reszta już jest na jakimś tam poziomie...jak na Dominikanę wyższym od przeciętnego. Pewnie mieszka tu sporo ludzi z Santiago, którzy mają tutaj swoje wille – coś jak podwarszawskie miejscowości. Ładne, zadbane domy i wille, kosze na śmieci w całym mieście i jednocześnie ostrzeżenia aby zachować w nim czystość, nowoczesny budynek administracji (z zewnątrz wygląda jak żywcem przeniesiony z Holandii lub Norwegii) itd. itd. Sama Sabana też wcale taka malutka nie jest. To bardzo rozległa miejscowość, choć z małą ilością mieszkańców; znalezienie drogi do jeziora zajmuje mi trochę czasu z powodu zawiłego układu samej miejscowości. Wiele skrzyżowań itd.
Jeziorko Presa de Bao okazuje się jeziorkiem zagospodarowanym – jest tutaj tama i hydroelektrownia, co prawdą na mniejszą skalę niż ta z jeziora z okolic Sań Juan de La Maguana. Woda w jeziorze nie sprawia wrażenie czystej, jest raczej koloru żółtawo- brunatnego (może to od deszczu ?), ale bez specyficznych zapachów. Widzę, że w Sabanecie sprzedają ryby i jest trochę pescaderii...może jednak innym razem.
Drugi cel mojej dzisiejszej wyprawki – Janico. Z Sabanety wybieram tzw. drogę na skróty przez Mesetas. Tzw. drogę na skróty, gdyż w rzeczywistości jazda tą niewyasfalfowaną i wyboistą górską dróżką chyba jakoś specjalnie czasu nie oszczędza...za to na pewno męczy kierowcę i sprzęt. Cóż, to tylko parę km więc mogę sobie pozwolić na takie ekstrawagancję.
Janico to typowa mała górska miejscowość z okręgu Cibao – rozwinięta, ale ani jakoś szczególnie biedna, ani bogata. W sumie nic specjalnego. Sabana Iglesia daje więcej wrażeń...
W drodze powrotnej z Janico do Santiago widzę wiele willi i bogatych domów przy drodze – na pewno ludzie, którzy może mają jakieś swoje biznesy w Santiago (bo pewnie do nich należą owe domy) chwalą sobie mieszkań ie tutaj. Cisza, spokók, dookoła góry i drzewa...I zawsze nieco chłodniej, gdyż jest to paręset metrów wyżej od Santiago....
Podsumowując – zarówno Janico jak i Sabana Iglesia to przyjemne odskocznie na parę godzin od zgiełku i smrodu Santiago. Tak niedaleko od Santiago, a zupełnie inaczej...Przyroda bez miejskich pokus.