Zadziwia mnie ten Sań Juan. Nawet centrum internetowe tutaj mają – z darmowym internetem ufundowanym przez samorząd. W środku wielu młodych ludzi pilnie uczy się dzięki dostępowi do internetu. Oprócz tego w mieście jest parę księgarń i bibliotek...Ba ! Nawet kosze na śmieci tu mają jak w Europie – kontenery. Coś niesamowitego.
19 mają
Robię sobie wycieczkę do Sabanety i przylegającego do niej jeziorka o tej samej nazwie. Droga przez pierwsze parę kilometrów jest dobrej jakości, później zaczynają się sporadyczne wertepy i dziury. Ale nie aż tak straszne...jest przejezdzna. Dookoła piękne widoki – pasace się konie, krowy , kozy na łąkach na tle gór. Wszędzie zielono. Tak się zastanawiałem wczoraj i dziwiłem skąd ten Sań Juan de Maguana jest tak rozwinięty i bogaty (przynajmniej na takie miasto wygląda) i teraz już wiem – pewnie ludzie żyją tutaj z rolnictwa.Podobnie jak w dolinie Cibao, tutaj też jest rolnictwo..Są nawet traktory, ba !
Zajeżdżam do jeziorka Sabanety. Wygląda na jezioro 'ujarzmione” przez człowieka, czyli brzeg nieco ukształtowany, pola przylegające do jeziora ogrodzone drutem kolczastym 😉 Przynajmniej z jednej strony. Długi most – wiadukt, około 300 metrów przechodzący przez tereny przyległe do jeziorka. Przejeżdżam przez niego. Nieopodal stoi sobie pescaderia. Kuszę się na świeżą rybkę prosto z jeziorka w zestawie za 200 pesos. Po tym bardzo wczesnym obiadku (godzina 11) okazuje się, że to dobry wybór. W pescaderii, typowo jak to na wiejskiej Dominikanie bywa – chodzą sobie kury obok plastikowych krzesełek i biega piesek.
Wyjeżdzając z Sabanety natykam się na grupkę ludzi śpiewająca i grająca na bębnach. A to ci, myślę sobie, trafiłem na obrzędy voodoo. Okazuję się jednak, że to obrząd ewangelików, w ten sposób się modlących. Widać , jak karaibska wersja chrześcijaństwa jest inspirowana przez ludowe obrzędy z Afryki i już poźniejszych Karaibów. W przyjętym chrześcijaństwie, ile tu zapożyczeń z dawnych tradycji i wierzeń...
Trochę obrazków z Sań Juan de Maguana:
pan prowadzi bardzo niepokornego psa na smyczy. Pies nie daje się prowadzić i całym ciałem stawia opór. Po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że to nie pies, tylko wieprzek/ świnka
inny obrazek z okolic targowiska, nie tak znowu daleko od centrum miasta: stoi nagi człowiek bez ubrań. Stoi i tyle. Nie wiem czy nacpany, czy pijany, czy chory psychicznie. Godzina 16sta, biały dzień, niedziela. Jednorkierunkowa ulica powstrzymuje mnie od zawrocenia i zapytania o co tutaj biega 😉
jest i nawet basen w Sań Juan ! Wejściówka 100 pesos, za możliwość calodniowego pływania w basenie o długości może 10-15 m.. So so.. I tak się tam muszę wybrać aby ratować swój kręgosłup, wiecznie obciążony jazdą na skuterze...