Przymusowa wycieczka do Dajabon do bankomatu po pieniądze. W Monte Cristi bankomaty zdają się nie wypłacać pieniędzy z zagranicznych kart. Jadę więc...Z 200 pesos w kieszeni (ostatki), paszportem (w razie gdyby zjadło kartę w bankomacie i ludzie mieli wątpliwośći czyja ona jest) i dwoma kartami. Oczywiście po drodze psuje się skuter... Zabawnie – stopniowo traci moc...Gdy zatrzymuję go, aby sprawdzić co się dzieje widzę prawie komiksowy obraz. Z przedniej części silnika olej tryska na wszystkie strony, a z jego żelaznej obudowy ulatnia się dym....O, boże, myślę sobie...No to ptakach....Dopycham jakoś skuter do punktu napraw (na szczęście to Dominikana i są one praktycznie wszędzie). Wybudzam mechanika (sjesta). Ten zaspany pojawia się wreszcie. Starszy pan z wąsem. Coś tam grzebie. Wylicza koszty naprawy na 900 pesos razem ze zmianą oleju. Drogo jak na dominikańskie realia, ale niestety w tym wypadku to uczciwa cena. Do Dajabon łapię gua guę. Na szczęście, tym razem bez żadnych niespodzianek, ScotiaBank wypłaca mi moje 10,000 pesos. Wracam więc do mechanika z pieniędzmi, odnieram skuter, i wracam na nim do Monte Cristi...Jeden dzień, a tyle niespodzianek...Jak to na Dominikanie